
Don Diego nie rusza się z GROMDY? Grabowski spokojny o przyszłość mistrza

przez Jakub Hryniewicz
Mariusz Grabowski nie martwi się ewentualnym odejściem Mateusza Kubiszyna z GROMDY. Według szefa federacji, „Don Diego” po zapoznaniu się z warunkami konkurencji szybko zrozumiał, że nie warto opuszczać własnego podwórka.
Już 30 maja odbędzie się gala GROMDA 21. Brutalne walki na gołe pięści ponownie zawitają do Pionek, a gospodarzem wydarzenia będzie tradycyjnie Fight Club. Organizatorzy powoli odkrywają karty, prezentując uczestników i zestawienia, które pojawią się w ringu.
Jednym z najciekawszych starć będzie konfrontacja Vasyla Hałycza z Bartłomiejem Domalikiem. Dwóch czołowych bijoków GROMDY zmierzy się w walce, która może wyłonić kolejnego pretendenta. Zwycięzca tej potyczki dostanie szansę walki z niepokonanym Mateuszem Kubiszynem.
Sprawdź kurs w Superbet

Grabowski: „Don Diego” wie, gdzie jest jego miejsce
Mateusz Kubiszyn to łakomy kąsek nie tylko dla zawodników GROMDY, ale i dla innych federacji. Niepokonany mistrz walk na gołe pięści wielokrotnie udowadniał, że w tej formule nie ma sobie równych. Choć próbował sił również w freak fightach, to prawdziwy dom znalazł właśnie w GROMDZIE.
W ubiegłym roku w rozmowie z Łukaszem Jurkowskim zdradził, że nie zamierza długo walczyć i chciałby zejść ze sceny jako niepokonany mistrz. Wspominał też o chęci spróbowania sił w BKFC – największej światowej organizacji walk na gołe pięści.
Do tej kwestii odniósł się Mariusz Grabowski w rozmowie z MMA Rocks. Jego zdaniem „Don Diego” szybko ostudził swój entuzjazm po poznaniu realiów finansowych.
– Świrowanie? No tak… Znaczy, wiesz. Mistrz też troszkę ochłonął – odparł z uśmiechem szef GROMDY. – W rozmowie z tą federacją wyszło na to, że Mateusz ma w GROMDZIE cztery razy więcej niż to, co oni proponowali. Myślę, że już temat zaraz ucichnie – dodał z pewnością w głosie Grabowski.
Choć w świecie sportów walki nigdy nie mówi się nigdy, scenariusz, w którym Kubiszyn odchodzi za mocno zaniżoną stawkę, wydaje się mało realny. „Don Diego” to marka sama w sobie – wie, ile jest wart i jak niebezpieczna jest walka na gołe pięści. Dlatego trudno się spodziewać, by miał bić się „za paczkę frytek”.